niedziela, 5 października 2014

Prolog cz II

Siedem miesięcy później.

Ogień trzaskający w kominku, rzucając mroczne refleksy na jej twarz. Na dzisiejszy wieczór włożyła krótką, czarną sukienkę i dużym dekoltem, która opina jej szczupłe ciało. Wpół siedzi, wpół leży na skórzanej otomanie w moim salonie, wpatrując się w płomienie. Wygląda dostojnie.

Odkąd wygrała Igrzyska rzadko pokazuje się publicznie, a z tego, co słyszałem nie spotyka się z ludźmi z Kapitolu, dlatego od razu zgodziłem się, gdy zadzwoniła i zaproponowała spotkanie.  Prywatne spotkanie z zwycięzcą jest nie lada gratką, nawet dla jednego z organizatorów. Dobrze pamiętam, kiedy obserwowałem ją na ekranie monitora, od samego początku była moją faworytką. Dzika furia, zamknięta w niepozornym ciele.  Dzisiejszego wieczoru jest tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji.

Stawiam kieliszki na szklanej ławie i siadam w fotelu naprzeciwko niej. Lekko drgnęła słysząc pobrzękiwanie szkła, ale nie podniosła na mnie wzroku. Nalewam nam obojgu szampana. Dopiero, gdy podaje jej kieliszek, spogląda na mnie swoimi ciemno czekoladowymi, niemal czarnymi oczami. Może to nie modne, ale podoba mi się wygląd Zwyciężczyń z biedniejszych dystryktów, są takie naturalne, nienaruszone.

- Muszę przyznać, że byłem zaskoczony twoim telefonem – przyznaje. Skya uśmiecha się i zalotnie trzepocze rzęsami.

- No cóż, chciałam się wyrwać na chwile z Dystryktu. Mówiłeś komuś o tym spotkaniu?

- Tak jak prosiłaś, jesteś tu incognito. O tym, że jesteś w Kapitolu wiem tylko ja.  – Upijam łyk alkoholu.  – Mógłbym wiedzieć skąd wynika twoja dyskrecja?

- Jeżeli ktoś dowiedział by się że spotkałam się z tobą, zaraz ustawił by się cały wianuszek, osób które musiałabym odwiedzić. - Jej odpowiedz bardzo mi schlebia. Rozsiadam się rozluźniony w fotelu i kończę mój kieliszek.  – A teraz przejdźmy do rzeczy.

Zwyciężczyni wstaje z gracją kota i jednym haustem wypija szampana, następnie rzuca nim o ścianę za sobą. Kryształ roztrzaskuje się na miliony drobinek i opada na podłogę. Wracam wzrokiem do dziewczyny. Uśmiecha się drapieżnie i robi mały kroczek w moją stronę.

- Pokaże ci coś. – Wyciąga prawą rękę w stronę płomieni. Od ramienia, po wewnętrzną stronę nadgarstka, jej ramie pokrywa czarna bransoleta w kształcie węża, z żarzącymi się błękitnymi oczami. Wspaniała ozdoba. Nigdy nie widziałem podobnie pięknego wykonania. Każda łuska jest jakby osobnym dziełem sztuki. – To jeden z moich dwóch prezentów na osiemnaste urodziny, które dostałam od mojego przyjaciela.

- A ten drugi?

- Właśnie do tego zmierzam.

Lewą ręką sięga do koka upiętego na czubku goły. Włosy opadają jej kaskadą na ramiona, a w dłoni zostaje nóż, równie piękny, co bransoleta. Identyczny motyw węża, w tym przypadku ukazany jest na rękojeści. Wygląda to jakby, wąż oplótł ostrze i zastygł w otwartą szczęką na zakończeniu rękojeści.

- Są cudowne, mógłbym wiedzieć, kto je wykonał? – Pytam zaintrygowany. Może mógłbym sprawić podobny prezent córce na szesnaste urodziny? Była by zachwycona!

- Właściwie to tajemnica, ale po naszym dzisiejszym spotkaniu jestem pewna, że nie zdradzisz nikomu, tego co ci powiem. – Robi jeszcze jeden krok. Coś w jej słowach i wyrazie twarzy wywołuje we mnie jakieś dziwne przeczucie niepokoju i poczucie zagrożenia. – Autora tych arcydzieł poznałam podczas mojego Turne. Muszę przyznać, że wyobrażałam go sobie inaczej, ale rozczarowanie szybko ustąpiło miejsca uldze.  Beetee okazał się bardzo miłym i inteligentnym człowiekiem. - Przenosi ciężar ciała z jednej nogi na drugą, a ja robię się coraz bardziej spięty. – Kiedy powiedziałam mu, co planuje, nie pochwalił tego, ale też mi nie zabronił. Napomknęłam mu, że potrzebuje broni z prawdziwego zdarzenia, a ponieważ zbliżały się moje urodziny, przysłał mi to. – Dziewczyna wyciąga ręce przed siebie.

-Nóż? – Pytam piskliwie, ale potem przypominam sobie, że raczej powinienem spytać o coś innego.

– Co właściwie chcesz zrobić i do czego niby potrzebna ci broń? – Ona na to znowu się uśmiecha.

- Zamierzam cię zabić – mówi naturalnym tonem. Pozwiedzała to tak, że uznałem to za żart i zacząłem się śmiać. Ona tylko patrzyła z niezmienną maską opanowania.

Zgina prawą rękę w nadgarstku i nie śpiesznie dotknęła dwoma palcami żarzący się ślepi węża. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różyczki bransoleta ożywa. Metalowe zwierze, zaczyna spełzać między palcami dziewczyny na podłogę. Na moich oczach niewinna ozdoba zmienia się w bicz.
W jednej chwili zrozumiałem sytuację i chichot zamiera mi na ustach. Zrywam się z fotela i desperacko próbuje uciec. Pod drodze przewracam wszystko, co napotka na drodze. Za sobą słyszę stukanie szpilek o marmurową podłogę i mrożący krew w żyłach śmiech. Przyspieszam kroku, już prawie jestem przy drzwiach.  Gdy kładę dłoń na gałce, czuje dławiąc uścisk na szyi.Próbuje wzywać pomocy, ale nie mogę zaczerpnąć powietrza. Padam na kolana i sięgam rękami do szyi. Pod palcami czuje chłód metalu i fakturę łusek. Próbuje rozluźnić krępujący mnie uchwyt, ale moje próby spełzają na niczym.

W pewnym momencie, silne szarpnięcie unosi mnie do tyłu i ciska o ścianę. Upadam na stolik, który załamuje się pod moim ciężarem. Uścisk na szyi się rozluźnia. Ból w plecach jest nie porównywalny z niczym, czego wcześniej doświadczyłem, a w dodatku prawdopodobnie złamałem rękę, na którą upadłem. W polu mojego widzenia, pojawia się Skya. Ma twarz wykrzywioną wściekłością i obrzydzeniem. Wygląda jak anioł zemsty.

- Chociaż raz w życiu przekonasz się o tym co czuliśmy gdy trafialiśmy na arenę! – Bierze zamach i opuszcza bicz na mój brzuch. Wrzeszczę i zwijam się z bólu. – Teraz już wiesz, co to jest strach przed własną śmiercią! –Mówi głosem przepełnionym nienawiścią. – To, na co tak lubiłeś oglądać na ekranie telewizora, w realu nie jest już takie fajne nie sądzisz? – Kolejny cios spada na moją twarz, ciepła krew zalewa mi oczy. Nic nie widzę. Próbuje podnieść się na kolana.

- Przepraszam! – Wołam kiedy w końcu udaje mi się dobyć głosu. – Przepraszam! – Ona w odpowiedzi tylko śmieje się krótko.

- Twoje skamlenie już ci nie pomoże. - Czuje jak łapie mnie za klapy marynarki i stawia na nogi. – A teraz słuchaj mnie uważnie. 

Błyskawicznym ruchem odwraca mnie plecami do siebie i za włosy odciąga głowę do tyłu, obnażając gardło. Wiem, co się zaraz stanie. Tyle razy widziałem podobną scenę na transmisji z Igrzyska. Przerażony próbuje się wyrwać. niezdarnie usiłuje uderzyć napastniczkę w bok. Ona jak by od niechcenia wali moją głową o ścianę i wraca do poprzedniej pozycji. Bul rozsadza mi głowę. Mam mroczki przed oczami i nogi jak z waty. Skya nachyla się nad moim ramieniem i szepcze mi do ucha.

- Czekaj na swoich kolegów w piekle. Niedługo do ciebie dołączą.
Zanim dotrze do mnie znaczenie tych słów. Czuje piekący ból na szyi. Tracę panowanie nad swoim ciałem. A potem nastaje ciemność.
***
U moich stup leży truchło podstarzałego Organizatora Głodowych Igrzysk. Pierwszego na mojej liście. Ta śmierć nic dla mnie nie znaczy. Jego nie można nazwać człowiekiem. To tylko jeden z wielu odpowiedzialnych za coroczną śmierć dwudziestu trzech osób. To tylko podrzędny urzędnik projektujący igrzyska, więc jego śmierć nie powinna wzbudzić sensacji.

Odwracam się od ciała i przechodzę do d łazienki. Rzucam zakrwawiony nóż do umywalki i odkręcam wodę. Zaciskam dłoń zaraz za uchwytem bata i szybkim ruchem strząsam posokę z broni. Następnie płucze ją dokładnie i przecieram ręcznikiem. Kiedy jest już czysta i sucha naciskam guzik ukryty na rękojeści, a broń sama wpełza na ramie i układa się na kształt bransolety.

Nigdy nie podejrzewałabym Beetego o to, że jest artystą, ale ta broń, jest nie tylko doskonałym narzędziem, jest też dziełem sztuki. Kiedy ją dostałam, sporo czasu mi zajęło opanowanie jej wszystkich funkcji, ale dzisiaj przeszła próbę generalną śpiewająco. Do bata dostałam również nóż, nie jakimś tam zwykły. Przyjaciel napisał mi w liście, załączonym do prezentu, że nasączył ostrze trucizną paraliżującą, pochodzącą od prawdziwego węża. Wlewa się ją do pojemniczka umieszczonego w rękojeści. Genialne rozwiązanie.

Kiedy kończę czyścić broń i zmywać krew z dłoni i ubrania, wychodzę z łazienki. Teraz trzeba posprzątać miejsce zbrodni. Wszystko zaplanowałam już kilka dni temu, dlatego bez zastanowienia kieruje się do kuchni.

W przepastnych szafkach odszukuje toster, podobny do tego, który mam w moim nowym domu. Wyrywam kilka kartek z książek kucharskich stojących na parapecie wielkiego okna.  Roluje jej i wpycham do jednej z przegródek na chleb. Przesuwam pokrętło w dół i podchodzę do kuchenki. Sprawnym ruchem odkręcam wszystkie kurki.

Dobra, teraz trzeba uciekać. Biegnę na tyle szybko na ile pozwalają mi moje czarne szpilki, po drodze łapie jeszcze tylko mój płaszcz z obszernym kapturem i torbę z zapasowymi ubraniami. Wybiegam na ulice i skręcam w prawo. Zarzucam kaptur na głowę. Na chodniku widzę kilku przechodniów, więc muszę zwolnić kroku żeby nie rzucać się w oczy. Kiedy skręcam w kolejny zaułek, huk eksplozji wstrząsa posadami budynków. Nie oglądając się za siebie, ruszam w stronę stacji kolejowej.

_______________________________________________________________________

Nie wiem jak wy, ale ja jestem z tego prologu cholernie dumna!!! 
Czekam na wasze opinie.

2 komentarze:

  1. I dobrze, że jesteś z niego dumna, bo cholernie na to zasłużyłaś. To chyba Twój najlepszy rozdział. Tak się wczułam, w ten klimat, jestem oczarowana, zaskoczona i zachwycona. Mia wstąpiłaś na nowy poziom!!!! Mogłabym wywyższać ten rozdział przez pół nocy :P
    Po pierwsze: narracja z opisu kogoś innego-super pomysł, tak jeszcze tym po prostu nastrój zrobiłaś, wciągające, a jeszcze opis poboczny Skye, w dodatku tak odmienionej, silnej, kobiecej i uwodzicielskiej mmm lubię to!!!
    Po drugie: nie wiem jak wpadłaś na pomysł nowej broni, ale jest CUDNA, zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia, chce taką, jest piękna i w dodatku jeszcze Beete ją robił?! To chyba jego najbardziej wytworne i zajebiste dzieło ever!
    Po trzecie: kocham eksplozje, wiem, żę wszystkim to mówię, ale naprawdę uwielbiam jak coś wybucha, pali się albo rozwala :P
    Po czwarte ubranie Skye i te szpilki i na deser chyba dla mnie płaszcz z kapturem (wyobrażam sobie taki bardzo głeboki, gdzie w ciemności widać z niego tylko błysk oczu).
    Po piąte: przemowa podczas ,zabijana-"Teraz już wiesz, co to jest strach przed własną śmiercią!" mega, och, żebyś widziała jak to sobie wyobrażałam, na film scena idealna :D
    Po szóste: szykuje się większy plan, a ja lubię konspiracyjne plany :P jeszcze jak Skya będzie tak wdzięcznie tu nam szaleć, nie mogę się doczekać
    Po siódme: za dużo napisałam, ale tak mnie ten rozdział zachwycił, że siedzę jak nakręcona i piszę, i już to ostatnie obiecuję ;)
    Kocham Cię za ten rozdział :P pisz mi tak dalej, nie mogę się doczekać następnego!

    Jak zawsze weny życzę i sił w szkole i na pisanie super rozdziałów :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał:-) cieszę się niezmiernie że ci sie podoba.
    Na pomysł narracji z punktu widzenia organizatora to wpadali jakoś tak na początku lipca i ten pomysł tak się mi w głowie klarował przez wakacje aż wzięłam go i napisałam. Leżał długo i aż nie mogłam się doczekać kiedy go wstanie:-)
    A co do broni to po prostu musiałam;-) ten bat Izabel z Darów anioła śnił mi się po nocach a ponieważ wymyśliłam sobie że zrobił go Beetee to jeszcze go trochę odpisuje.;-)
    Niech los zawsze ci sprzyjała eMko!!!

    OdpowiedzUsuń