Jak ja kocham góry! Chyba się kiedyś tam przeniosę. Dużo się wspinałam i chodziłam po grotach. Dzika przyroda dała mi kilka świetnych pomysłów które na pewno wykorzystam.
A teraz nowy rozdział z dedykacją dla eMki:-)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Spanikowana
niemal bezwiednie podcinam Karen gardło. Głośne wystrzały z armaty obwieszcza
śmierć dwóch osób. Nie do końca wierze w to co słyszę. Odwracam się szybko i
okazuje się że słuch mnie nie myli. Naprzeciwko mnie, pod drzewem na które się
wspinałam, stoi on. Jak gdyby nigdy nic, opiera się o drzewo i udaje że
sprawdza cięciwę swojego łuku. Mimo że stara się przyjąć wyluzowaną pozę, widać
że jest spięty i w każdej chwili gotowy do ataku.
-
Hej. Co tam u ciebie?
-
Alan? – pytam zdezorientowana.
-
Nie Święty Mikołaj – śmieje się krótko.
Trzymam
broń w gotowości. Mimo tego, że uratował mi życie nie jestem do końca pewna
jego zamiarów. Z tego co widzę jest w całkiem niezłym stanie. Nie odniósł żadnych ran, a przynajmniej tak
mi się wydaje. Na plecach na plecak który zabrał z rogu. A łuk? Na pewno
nie miał go przy sobie kiedy opuszczał polane z Verą.
-
Co się stało z Verą? – zadaje pierwsze z wielu nurtujących mnie pytań. Muszę to
sobie wszystko poukładać i potrzebuje chwili.
-
Zginęła – odpowiada zdawkowo.
-
No na to już wiem, może coś więcej?
-
Zawsze zadaje tylko pytania – stwierdza sam do siebie. – Może najpierw ty
odpowiesz mi na kilka pytań?
-
A mam jakiś wybór? – Mocniej zaciskam dłoń na trzonku noża, aby pokazać mu o co
mi chodzi.
-
Można powiedzieć że nieba bardzo. W końcu to ja mam broń dalekiego zasięgu, ale
ty jak widzę też nieźle sobie radzisz tym powrozkiem – dodaje wskazując na mój
bat. Jeszcze nie wie co potrafię nim zrobić. Nie on pierwszy lekceważy siłę tej
broni.
-
Skoro musisz to pytaj – mowie pozornie luźnym tonem. Na jego twarzy pojawia się
lekki uśmiech. Jedną ręką odgarnia z czoła pozlepiane błotem włosy i zaczyna
przesłuchanie.
-
Dlaczego nas puściłaś?
-
Bo komuś obiecałam – Nie wiem dlaczego mówię prawdę, zawsze w jego towarzystwie
się denerwuje. Na jego twarzy widzę cień zdziwienia, nie tego się spodziewał.
-
Komu?
-
Nie ważne.
-
A właśnie że ważne – niedane za wygraną.
-
Jak trochę pogłówkujesz to sam się domyślisz – Na pewno się nie domyśli, ale
nie ma sensu mu tego tłumaczyć. No bo jak by to wyglądało, Mentor Trybutki
obraził się na nią bo zgłosiła się do zabicia innego Trybuta? To było by co
najmniej dziwne.
-
Nie możesz po prostu mi powiedzieć?
-
To wszystkie pytania? – przerywam mu. – Myślałam że masz ich więcej.
Widzę
na jego twarzy niepewność, po chwili zastępuje ją determinacja. Przerzuca łuk z
jednej ręki do drugiej, na co ja natychmiast reaguje. Ciskam nóż w jego
kierunku. Nie spodziewał się tego nawet się nie uchylił. Pocisk nie dosięgał
celu, wbił się w pień jakieś piętnaście centymetrów od jego głowy. Szoko i
zaskoczenie malujące się na jego twarzy, skłoniły mnie do przypuszczeń że nie
zamierzał mnie atakować. Chyba zmienił zdanie, szybko naciąga cięciwę i zastyga
ze strzałą wymierzoną w moją głowę.
-
Jeszcze jeden taki numer, a będziesz trupem – krzyczy. Nie wiem na co czeka.
Oceniam dzielącą nas odległość, jakieś cztery metry. Z tej odległości nie mam
szans odbić jego strzały. – Będziesz grzeczna? - Nie odpowiadam. – Pewnie zastanawiasz dlaczego uratowałem ci
życie i dlaczego teraz nie strzelam? – muszę przyznać że trafił w samy sedno. –
Potrzebuje silnego sojusznika – zaczyna niepewnie. – Nie jestem głupi sam nie
pójdę na resztę zawodowców. Ponawiam swoje wcześniejsze propozycje sojuszu – to
mówiąc opuszcza broń.
To
moja szansa, teraz mogę go zabić. Ale jakoś nie mogę się do tego zmusić.
Sojusz? Teraz? A co potem, nóż w plecy? Nie wiem dlaczego, ale nie mogę
sobie wyobrazić chłopaka stojącego przede mną jako fałszywego skrytobójcy. Co
jeśli odmówię? A co jeśli się zgodzę i na koniec będę musiało go zabić? Wtedy
pewnie będę mu zawdzięczać jeszcze więcej niż teraz, w końcu i tak uratował mi
życie.
-
To jak będzie? – Podchodzi i wyciąga dłoń. – Pomóż mi zabić resztę zawodowców,
potem każde pójdzie w swoją stronę. – Nie wiem dlaczego ale mu wierze.
-
Zgoda – ściskam mu dłoń za znak porozumienia.
***
W drogę powrotną ruszam już z moim nieoczekiwanym
wybawcą. Zaproponowałam żebyśmy poszli do ojej kryjówki, bo on z tego co mówił
cały czas był w ruchu. Kazałam mu iść przodem, bo mimo wszystko wole nie mieć
go za plecami. Alan narzucił dość szybkie tempo. Nie rozmawiamy ze sobą. Od
czasu do czasu, udzielam mu tylko zdawkowych wskazówek, co do kierunku marszu.
Nadal nie wiem czy dobrze robię pokazując mu moją kryjówkę, ale doszłam do
wniosku, że jeśli uda nam się pokonać zawodowców, to będzie to ten moment, w
którym będę musiała ruszyć do ofensywy. Wtedy kryjówka do niczego mi się nie
przyda.
Wkraczamy na plaże przed jeziorkiem o zachodzie
słońca. Las zaczyna parować, tworząc tu i ówdzie wstęgi białej mgły, unoszące
się nad ziemią. Według mnie wygląda to dość upiornie, ale ja mam wypaczony gust
estetyczny, co dawno stwierdził mój nauczyciel z podstawówki.
- Musimy tu rozbić obóz – stwierdza niczego nie
świadomy. – Nie wiem jak ty, ale ja nie chce po ciemku wspinać się na te
ścianę.
- Jesteśmy na miejscu.
- Na głowę upadłaś, przecież tu niema się gdzie
schować. – Nie odpowiadam, spoglądam na niego tylko wymownie i ruszam w stronę
wodospadu. – Zamierzasz się teraz wykąpać?
Może i tego nie widzi ale mam z niego niezłą zabawę.
Taka mała zemsta za to jak naigrywał się z mojego kaca w stołówce. Ponieważ i
tak jestem cała mokra, postanawiam się zabawić jeszcze bardziej( a tek przy
okazji również się umyć, bo strasznie cuchnę). Kiedy zanurzam buty w jeziorku
słyszę jak Alan podchodzi do brzegu.
- Okej, okej, ja tu sobie poczekam a ty idź pod
prysznic – drwi.
Tuż przed ścianą wody odwracam się. Chłopak stoi z
założonymi rękoma i gniewnie mi się przygląda. Jest cały umorusany i mokry.
Jasne włosy splątane w strąki wpadają mu do oczu, więc co chwile musi je
poprawiać. Uśmiecham się jak wariatka. Raz dwa trzy, liczę przygotowując się
na szok termiczny i rzucam się do tyłu. Zimno. Woda okazała się dużo
chłodniejsza niż oczekiwałam.
- Skya? – woła zaniepokojony. – Skya!
Ostrożnie
podchodzę do krawędzi jamy. Niepewnie wyglądam przez wejście. Alan stoi w
miejscu w którym zniknęłam i woła mnie po imieniu. Uśmiecham się jak chochlik i
wracam do środka. Staję na oko naprzeciwko niego. Robię szybki krok do przodu i
w ułam ku sekundy znajduje się naprzeciwko chłopaka.
- Buu!
Nie spodziewała się tego, odruchowo cofa się do tyłu,
ale potyka się o kamień i jak długi wpada do wody. Na porządku ma taką minę jak
bym była duchem, ale szybko zmienia się w gniew. Mimo to nie mogę powstrzymać
śmiechu.
- Bardzo zabawne – mówi naburmuszony.
- To zemsta za to w stołówce – odpowiadam mu łapiąc się
za brzuch. – Choć tam jest drugie wejście. – Ruszam przodem nie patrząc czy za mną
idzie.
- wejście do czego?
- Do groty.
- Żartujesz. – Dogania i zrównuje się zemną.
- Nie.
Odsuwam krzaki i pierwsza wchodzę do jaskini. Alan
jest sporo wyższy ode mnie więc musi się naprawdę schylić żeby dostać się do środka.
Ja mogę spokojnie się wyprostować on natomiast wygląda dość zabawnie dotykając
barkami stropu. Nie wiem co robić, czuje się trochę niezręcznie stojąc tak naprzeciwko
niego, więc podchodzie do sterty moich rzeczy oby rozpakować plecak.
- Ładnie tu – stwierdza siadając pod przeciwległą ścianą.
– Kiedy to znalazłaś?
- Drugiego dnia. - Rozmowa się urywa, żadne z nas nie
wie o czym gadać.
- Kto bierze pierwszą warte? – Pyta po chwili.
- Ja – postanawiam.
- Okej.
Bez dalszych ceregieli kładzie się tam gdzie siedział
i momentalnie zasypia. Jeszcze przez chwile patrzę na jego odprężona twarz i
siadam u wylotu jaskini. Dzisiejszej nocy na niebie pojawią się zdjęcia Nica i
Karen. Jutro ruszamy na zawodowców, a potem już z górki i wracam do domu.
hej : ) jeszcze nie doszłam do tego rozdziału, bo dopiero przed paroma minutami odkryłam Twojego bloga :333 Jestem przy trzecim rozdziale i powiem,że naprawdę mnie wciągnęło : ) Lecę nadrabiać zaległości w czytaniu, a tymczasem zapraszam tutaj :
OdpowiedzUsuńigrzyskaaaa.blogspot.com
Jeśli znajdziesz chwilkę czasu i wpadniesz będę bardzo wdzięczna ; DDD
Pozdrawiam :
~ R.
Przepraszam za spam, ale u nas na blogu pojawił się wczoraj nowy rozdział! Zapraszam serdecznie <3
UsuńOoo dziękuję za dedykację, kochana jesteś <3 Widzę, że odpoczynek się przysłużył-rozdział bardzo dobry. Ostatnie zdanie po prostu wygrywa wszystko ;D Żart przy wodospadzie zarąbisty.
OdpowiedzUsuńTeraz to się zacznie ostra walka, mhmm zawodowcy strzeżcie się ;D
Weny życzę i miłego wypoczynku
eMka
Super blog, rażą w oczy te błędy ale da się przeżyć;)
OdpowiedzUsuńKolor literek trochę za ciemny, mogłabyś coś z tym zrobić?
Przepraszam że tak późno odpowiadam ale miałam zasiegnąe dwa tygodnie
UsuńNa błędy niewiele poradzę, od zawsze miałam z tym problemy:-)
Ale chyba nie jest tak źle? Wydaje mi się że odkond zaczęłam pisać opowiadania to jakoś jest ich dużo mniej.
Co do trzcionki to pracuje nad tym ale mam z tym darzy problem bo w ustawieniach wszystko jest ustawione na biało a ta tu się nie chcę się zmienić:-(
Dziękuję za komentarz:-)
dobrze się czyta :)
OdpowiedzUsuń[Świat Rowling w nowym świetle? W niebie wiedzą, jak to wygląda -> http://heaven-knows-niebiosa-wiedza.blogspot.com]
Zerkn jak tylko napisze nowy rozdział;-)
UsuńMuszę nadrobić spore zaległości.
Ps. Nowy rozdział najpiękniej w środę, albo nawet wcześniej:-)
Serdecznie zapraszam.
Worki za błędy ale pisze z komórki;-)
Usuń