Wszystko zlewa mi się w jedną niewyraźną plamę. Nogi uginają
się pode mną i mam coraz większe trudności w oddychaniu. Ale zdaje się tego nie
zauważać. Czuje się pusta.
Zmienia się prąd powietrza, nagle zrywa się silny wiatr. Za
sobą słyszę warczenie silnika poduszkowca. Po chwili ktoś lekko dotyka mojego
ramienia. Odsuwam się przerażona. Nad sobą widzę jakiegoś człowieka o
zatroskanej twarzy. To tylko gra pozorów! To potwór! Ponownie wyciąga rękę w moją stronę, cofam się
na czworaka, aż natrafiam na coś miękkiego i ciepłego. Nie, nie coś, na ciało
Gladys.
Zaczynam spazmatycznie łykać powietrze, chce krzyczeć, ale
nie mogę odnaleźć głosu. Dławię się krwią. Przede mną pojawiają się kolejne
osoby w jednakowych białych kombinezonach, idą w moją stronę. Wstaje i
chwiejnie rzucam się do desperackiej ucieczki. Trafiłam do piekła. Wiem, że tak
jest. Sama jestem takim potworem!
Jeden z nich powal mnie i przyciska do ziemi. Szarpie się
ile sił, ale trzyma mnie mocno. Czuje niewielki ból po wewnętrznej stronie
ramienia, coś jak ukłucie komara. Przed oczami robi mi się ciemno, trące
spójność myśli. Co się dzieje? Ja nie chce… Nie udaje mi się dokończyć myśli
gdyż trące przytomność.
***
Pik, pik, pik, pik, pik, pik…
Budzi mnie irytujące pikanie jakiegoś urządzenia, stojącego
obok mojego łóżka. Nie otwieram oczu, nie jestem pewna czy chce je otworzyć.
Wraz ze świadomością, wraca do mnie wszystko, co zrobiłam. Zaciskam mocniej
powieki i próbuje zdławić szloch. Maszyneria przyspiesza swój rytm, jakby
zsynchronizowana z moim galopującym sercem.
- Skya? – Dobiega mnie zmęczony głos Maxa. – Skya, słyszysz
mnie?
Uchylam lekko powieki, ale zaraz z powrotem je zaciskam,
porażona ostrym światłem. Chcę unieść rękę żeby przetrzeć sobie powieki, ale
natychmiast napotykam opór. Mam związane ręce? Próbuje się lekko unieść, ale
coś krępuje mi ramiona. Wpadam w panikę, jestem w pułapce! Otwieram oczy nie
zważając na bolesne pieczeni oczu. Szarpię się, a z ust wyrywa mi się chrapliwy
krzyk.
- Spokojnie! Spokojnie! – Woła uspokajająco Mentor. Kładzie
mi ręce na ramionach i przygwożdża do łóżka. Jest silny. Albo to ja jestem tak
słaba, bo nie jestem wstanie, stawiać żadnego oporu. – Już wszystko dobrze.
Jesteś bezpieczna. – Powtarza w kółko.
W końcu natrafiłam rozbieganym wzrokiem na jego znajomą
twarz. Patrzy na mnie z troską. Powoli dociera do mnie, co się dzieje. Jestem w
szpitalu. Dochodzę do siebie po Igrzyskach… Głodowe Igrzyska. Znów dopada mnie
przeszywający strach. Jednak tym razem to ja jestem jego przyczyną. Co ja zrobiłam?!
Zabiłam! Ile razy? Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem… Siedem razy?
ZABIŁAM SIEDEM OSÓB!!!
- Skya? Wszystko w porządku?
- Ja…ja... – sformułować żadnego zdania. Wybucham głośnym
płaczem. – Nie chciałam! Nie chciałam! Nie chciałam! Nie chciałam! –Powtarzam
jak mantrę. Jakby miało to jakieś znaczenie, jak by była to prawda.
Max pozwala mi się wypłakać. Nic nie mówi. Jego słowa i tak
nic by nie zmieniły. Siada na krześle obok i przygląda mi się zrezygnowany. Po
chwili chowa twarz w dłonie.
***
Nie wiem ile czasu płakałam. Na pewno długo. Kiedy już
skończyły mi się łzy, mogłam już tylko pociągać nosem. Patrzyłam w sufit,
próbując nie myśleć o niczym. Jednak ciągle miałam przed oczami te sceny.
Wszystkich, których zabiłam, mienili mi się przed oczyma jak kalejdoskop.
Dlaczego to zrobiłam? Bo jestem samolubna? Bo jestem
potworem? Tak, teraz już wiem to na pewno. Jednak cichy głosik w mojej głowie
szepcze mi, że może ja też zasłużyłam na to żeby żyć. Nie chce go słuchać,
takie rozumowanie tylko wzmaga, wyrzuty sumienia. Inni mieli, dla kogo żyć, a
ja… Tata! Jak mogłam o nim zapomnieć? Gdzie on jest? Czy nie powinien ze mną
być?
- Max? – Pytam cichutko.
Mężczyzna podrywa się natychmiast i spogląda na mnie z ulgą.
Dopiero teraz widzę, jaki jest zmęczony. Bladość, mocno kontrastuje z cieniami
pod oczami, włosy ma potargane a ubrania pomięte jak by w nich spał. Był tu
cały czas?
- Gdzie jest tata?
Na jego twarzy przez moment pojawia się wyraz bólu, ale
natychmiast się opanował. Nie rozumiem, co się stało. Czyż bym powiedział nie
tak? Patrzył na mnie chwile, jak by nie wiedząc, co mi odpowiedzieć. Zaczęłam
się niepokoić. Co się dzieje?
- Max?
Już otwierał usta żeby odpowiedzieć, ale w tym męcie oboje
usłyszeliśmy rozsuwanie się automatycznych drzwi. Oboje odwracamy wzrok w ich
kierunku. Mam nadzieje, że ujrzę ojca, lecz moja nadzieja gaśnie tak szybko jak
zakiełkowała. Ku mojemu osłupieniu w drzwiach stoi główny organizator Igrzysk
Henry Donawan.
-Witam. Czy mógłby pan zostawić mnie samą z Panną Moore? –
Zwraca się do Maxa. Widzę jak Max sztywnieje. Dłonie zaciskają mu się w pięści.
- Czy to konieczne? – Mówi przez zęby.
- Tak. – Jego głos, choć spokojny, ma w sobie coś władczego
i kategorycznego.
Mentor przenosi na mnie zrozpaczony wzrok. Mężczyzna klepie
mnie krzepiąco po ramieniu i ciężko wstaje z krzesła. Kiedy stoi odwrócony do
Donawana, szepcze jedno słowo, tak cicho abym tylko ja usłyszała - „przepraszam”.
Krew tężeje mi w żyłach. Za co miał by mnie przepraszać? Co jest grane? Lecz zanim zdarzę choćby
otworzyć usta żeby zapytać, odwraca się i wychodzi. Zostaje sama z
Organizatorem. Jeszcze chwile patrzę w zamknięte drzwi, a potem z ociąganiem
spoglądam na mężczyznę. W telewizji wygląda inaczej, ale wszędzie poznałabym te
twarz usianą piegami tak gęsto, że wygląda na pomarańczową.
- Mówmy sobie po imieniu – oznajmia jakby nie przyjmował
innej możliwości. Szybko przechodzi przez niewielkie pomieszczenie i zajmuje
miejsce Maxa. – Musimy omówić kilka spraw.
Jestem napięta jak struna. Jest w nim coś bardzo niepokojącego.
Czuła bym się odrobinę pewniej gdybym nie była przywiana do łóżka. Patrzy na
mnie jakby oczekiwał aprobaty z mojej strony, więc nieznacznie kiwam głową.
- Zacznijmy od sprawy, która jak mniemam interesuje panią
najbardziej, a mianowicie pani ojca. – Robi krótką pałze i spogląda na mnie
znacząco. – Już od twojego wywiadu mieliśmy z nim niemały problem. Prasa
zaczęła się interesować jego historią. Można powiedzieć, że stal się celebry tą
– zaśmiał się krótko ze swojego żartu. – Mieliśmy nadzieje, że sprawa rozwiąże
się sama, to znaczy, że zginiesz na arenie. Jednakże jak sama widzisz sprawa
przybrała najgorszy scenariusz, jaki zakładaliśmy. Waszą sprawą zainteresował
się sam Prezydent. – Coraz mniej mi się podoba to, co on mówi. Odruchowo moje
dłonie zaciskają się w pięści. – Jak się może domyślasz, twój ojciec odbywa
swoją karę tutaj, nie bez przyczyny. Miał zostać swojego rodzaju przesłanie dla
innych jego pokroju. Dlatego nie możemy pozwolić, aby wrócił do Dystryktu. – Już
miałam zaprotestować jednak uciszył mnie skinieniem ręki. – Wysłuchaj mnie do
końca.
-Nie! Gdzie jest mój ojciec?! Chce go zobaczyć! – Siłuje się
z pasami krępującymi moje nadgarstki.
- Twój ojciec został stracony.
Te cztery słowa, pozbawiają mnie wszystkich sił. Opadam
bezwładnie na poduszkę. Nie, nie, nie! To nie może być prawda! To nie możliwe.
Przecież ja… Ja mu obiecałam! Łzy cisną mi się do oczu i wylewają na policzki.
Kręcę głowa jakbym mogła w ten sposób zaprzeczyć temu stwierdzeniu.
- Co prawda nie podano tego do oficjalnej wiadomości –
kontynuuje jakby nie dostrzegając mojego zachowania. – Oficjalnie twój ojciec
zmarł na zawał, podczas twoje ostatniej walki.
Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie…
- Masz obowiązek potwierdzić te wersje podczas twojego
jutrzejszego wywiadu.
- Nie – chciałam krzyczeć, ale zamiast tego z moich ust
wydobywa się tylko ledwo słyszalny szept.
- Podejrzewałem, że tak zareagujesz, dlatego pozwoliłem
sobie poczynić pewne środki ostrożności. – Wyciąga z kieszeni cieniutką płytkę.
Dotyka jej kilka razy, a wtedy ukazują się na niej jakieś zdjęcia i literki.
Przygląda się im z przelotnym zainteresowaniem. Widzę tam zdjęcia mojego pokoju
w domu komunalnym, szkolę, stary dom, w którym mieszkałam z rodzicami. Potem
ukazują się zdjęcia ludzi: mama, Jane, Kyle, Nick, tata, babcia, a potem dzieciaki
z sierocińca, koledzy z klasy, dawni sąsiedzi… – Prześwietliliśmy twoje
otoczenie. Muszę przyznać, że nie ułatwiłaś nam sprawy. Żadnego żyjącego
członka rodziny, ani jednego przyjaciela. Nikogo, na kim by mogło ci zależeć. W
końcu zaczęliśmy przeglądać monitoring z twojego pobytu tutaj, w Kapitolu. Zauważyliśmy,
że bardzo z żyłaś się ze swoim Mentorem. Nieprawdaż? - Przenosi na mnie swój
chytry wzrok. Zastygam w bezruchu zaskoczona. Uśmiecha się nieznacznie w
odpowiedzi na moją reakcje. – Tak też sądziłem. Tak, więc jak sama na pewno się
domyślasz, będziesz musiała zrobić wszystko to, co ci rozkaże.
- A ja nie?
- Myślę, że jesteś na tyle inteligentna, że sama domyślasz
się konsekwencji.
Tak domyślam się. Czego innego można się spodziewać po
ludziach, którzy co roku wysyłają dzieci na śmierć, niż śmierci? Wzbiera we
mnie złość.
- No cóż pozostaje jeszcze sprawa twoich usług dla ludności
Kapitolu. Jednak z powodu twojej straty postanowiliśmy zwolnić cię przez rok z
tych obowiązków. – Mężczyzna wstaje. – Doceń to co dla ciebie zrobiliśmy.
***
Nie mam już tego dnia gości. Tylko wieczorem, przychodzi
jakaś kobieta, uwalnia mnie z pasów i prowadzi do sypialni, którą zajmowałam
prze Igrzyskami. Kiedy już sobie poszła, stałam wpatrzona w jasną pościel? Nie
myślałam o niczym. Nawet nie płakałam. Wszystkie łzy wylałam w dzień. Czuje się
pusta w środku. Nie mam siły na nić, jestem zmęczona życiem.
Nogi uginają się pode mną. Zwijam się w kulkę na zielonym
dywanie i tempo patrzę na migotliwe światła miasta.
Po co to wszystko? Śmierć była by łatwiejsza.
________________________________________________________________________________
Krótki i rzeczowy:-)
Pamiętajcie że prolog w środę.
I oto przed państwem zakończenie 62 Igrzysk Głodowych [dum dum dum] wow szybko poszło jakoś, ale jak sama napisałaś rozdział rzeczowy i krótki :) i dobrze bo chce już ten prolog :P Donawan -już gościa nie lubię, a Maxa chyba coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńZabiłaś Skye ojca, jak mogłaś (wiem, że nie dało się go ocalić, ale), jak mogłaś, się pytam?
Podoba mi się wewnętrzne myślenie panny Moore, to na początku rozdziału konkretnie, gdybyś jeszcze zakończyła wszystko samym "Ja nie chce…" byłoby idealnie, reszta nawet potrzebna nie była, ale i tak nieźle Ci to wyszło i moment, w którym uświadamia sobie ile osób zabiła oooo tak, daję okejkę :P i za ostatnie zdanie rozdziału nawet podwójną (bo uwielbiam to zdanie) ;)
Teraz wystarczy mi tylko powiedzieć do zobaczenia w środę
Weny życzę i dawaj tak dalej :D
Donawan to też będzie postać warta uwagi ale jeszcze niewiem czy pojawi się na początku drugiej części czy tak w środku.
OdpowiedzUsuńZabieram jej ojca bo... bo no... Tak mi jakos podpasowało. Chciałam żeby się tak trochę podlamała i chyba się udało:-)
Już teraz wiem że za epilog mnie zabijesz. Ba jestem na 100% pewną ale taki miał być i go już nie zmienię. Eee sama zobaczysz;-)
Ps mam takie pytanie które nurtuje mnie od.dłuższego czasu: skąd dowiedzialas się o moim blogi? Z jakiegoś spisu czy ktoś ci polecił?
Zabranie ojca całkowicie rozumiem, ale i tak mi żal Skye.
UsuńTo teraz dopiero mi apetyt zrobiłaś na ten epilog :P
Epilog czy prolog???
A dowiedziałam się ze spisu, konkretnie to na nim czytałam opisy i otwierałam sobie od razu blogi które mnie zainteresowały i czytałam ich pierwsze rozdziały i Twój "przeszedł test" na dobry :P i zaczęłam dalej go czytać ;D
Aha bo tak się zastanawiałam, bo widzisz kiedyś dałam takiej jednej dziewczynie adres na bloga ale nie powiedziałam jej że to ja go pisze:-) i tak teraz się mi teraz twój nik spojarzył z jej imieniem. Q wiesz głupio mi było jej spytać tak wprost.
UsuńI w środę to będzie epilog, prolog to będzie w niedzielę;-) założe się że spodoba ci się jeszcze bardziej niż poprzedni rozdział!
Nie mogę się doczekać :P naprawdę strasznie mnie teraz zaciekawiłaś :D
UsuńDo środy i niech los zawsze Ci sprzyja ;)
Hej Mijciu :D
OdpowiedzUsuńWiesz, że ciągle to czytam, no nie? Ale serio, zero czasu na komentowanie i cokolwiek innego, zero :/
Dlaczego zabierasz mojom Skajem od tati? Łaj, no łaj?!
A poooooza tym to coraz bardziej pokochywujem Maksiątko moje :3 A Donawana też lubię, no serio, to chore że lubię złych i Maksiątko xD
Niech los ci sprzyja, a ja lecę, bo muszę w końcu poprawić 1 z polaka xD
Powodzenia:-)
OdpowiedzUsuńDzięki że znalazłam czas. Maksimum jest super a Donawan to jeszcze zobaczę;-)
Ja też życzę ci żeby los zawsze vi sprzyjał!