Rozdział 21
Bum. Wystrzał z armaty obwieszcza śmierć Rexa.
- Uważaj!!!
Krzyczę, ale wiem, że jest już za późno. Podobno w takich
chwilach czas zwalnia, a tu proszę nic mylnego, można nawet powiedzieć, że
przyspieszył. Tatiana utykając na prawą nogę, zabiega od tyłu walczącego Alana.
Ten w ferworze walki, nawet niczego nie zauważa.
Mimowolnie zrywam się do biegu, ale na nic się to nie zdaje.
Kiedy do chłopaka dociera moje wołanie, odwraca się. W tym momencie cios
Tatiany dosięga celu. Widzę malująca mu
się na twarzy rozpacz, ale po chwili ból przyćmiewa wszystko. Alan osuwa się na
kolana, a Tatiana wyszarpuje nóż. Śmieją się. Oboje. Śmieją się z jego bólu.
Czuje jak coś we mnie pęka. Już nie jest tak jak na
początku, to nie wściekłość na Jarda popycha mnie do działania. Tym razem to
rozpacz ślepa rozpacz. Nie wiem, kiedy łzy zaczynają mi płynąć ciurkiem po
policzkach. Deszcz chłoszczę mnie po twarzy, zacierając wszystkie ślady.Po
drodze zgarniam tylko bicz. Już wiem, które z nich będzie moim pierwszym celem.
Moje pole widzenia zawęża się tylko do skołtunionych blond włosy.
Jeden ruch nadgarstka wystarcza żeby wyrwać jej nóż. Dopiero
teraz orientują się w niebezpieczeństwie. Kolejny strzał. Niecelny, wymierzony
przez załzawione oczy pozostawia tylko głęboką szramę, od prawego oka po lewy
kącik ust Jarda. Chłopak łapie się za twarz i zaczyna cofać. Celowałam w
Tatianę, ale ręka zaczęła mi drżeć. Dziewczyna próbuję uciekać. Kolejny zamach
dosięga jej szyi. Jednym szarpnięciem posyłam ją na plecy. Dobiegam do niej i
za całej siły następuje na tchawice.
- Cierp suko!!!
Dziewczyna zwija się konwulsyjnie, a ja odwijam bicz i
odwracam się w poszukiwaniu Jareada. Nie ma go. Rozglądam się we wszystkie
strony, nic. Zwiał.
- Tchórz!!! – Krzyczę, kręcąc się w kółko, poszukując jakiegokolwiek
śladu jego bytności. Nikt mi nie odpowiada.
Mój wzrok pada na klęczącą w błocie Tatianę. Dziewczyna kaszle i pluje krwią, chyba nie może oddychać, bo kurczowo trzyma się za gardło. Skoro no zwiał zadowolę się nią. Wolnym krokiem podchodzę do rzężącej dziewczyny i z całej siły kopie w podbrzusze. Przewraca się na bok w wlepia we mnie jadowity wzrok.
Mój wzrok pada na klęczącą w błocie Tatianę. Dziewczyna kaszle i pluje krwią, chyba nie może oddychać, bo kurczowo trzyma się za gardło. Skoro no zwiał zadowolę się nią. Wolnym krokiem podchodzę do rzężącej dziewczyny i z całej siły kopie w podbrzusze. Przewraca się na bok w wlepia we mnie jadowity wzrok.
-
I co Tati, gdzie jest teraz twój Jared? – Pytam kąśliwie. Dziewczyna milczy. –
Zwiał!!!
Znów
wymierzam jej potężnego kopniaka, a kiedy przewraca się na plecy odkładam bat i
wyjmuje dwa noże. Siadam na niej okrakiem i kolanami unieruchamiam jej ramiona.
Śmiem twierdzić, że to było zbędne, bo dziewczyna nawet nie stawia oporu.
-
A ponieważ on zwiał to zadowolę się tobą!
Jeszcze zanim skończę mówić, z
całej siły wbijam jeden z noży w lewą dłoń dziewczyny, przygważdżając ją do
ziemi. Tatiana wydaje mrożący krew w żyłach, nie partykularny wrzask i dopiero
teraz próbuje się wyrwać. Nóż wbił się głęboko w glebę i nie jest wstanie go
wyciągnąć.
- Śmieszył cię jego ból? – Wolna
ręką zmuszam dziewczynę żeby na mnie spojrzała. – Śmieszył?! – Widzę, że już
ledwo kontaktuje. Postanawiam się otrzeźwić. – TO JA POŚMIEJE SIĘ Z TWOJEGO!!!
Drugi
nóż unieruchamia jej prawą dłoń. Dziewczyna szarpie się pode mną i nieudolnie usiłuje
zrzucić. Łapię ją za włosy i uderzam o ziemie. To ostudza jej zapędy. Próbuje
coś powiedzieć, ale nie potrafi sformułować nic poza zdławionymi jękami. Końcu
traci przytomność. A ja? A ja się śmieje? Śmieje się przez łzy.
-
Skya?
Śmiech
zamiera mi na ustach na dźwięk tego słabego głosu. Zrywam się z na wpół martwej
dziewczyny i biegnę. Widzę go. Te piękne niebieskie oczy. Żywe! Gdy jestem już
blisko rzucam się na kolana i nawet nie wiem, co mnie do tego popchnęło, ale kładę
mu dłonie na policzkach.
-
Łał… - próbuje się roześmiać, ale zamiast chichotu z jego ust dobywa się tylko
zduszony kaszel w akompaniamencie krwi. – A jednak cię oczarowałem, co?
Spłoszona
natychmiast cofam ręce. Co we mnie wstąpiło? Powinnam to przemyśleć.
Zadziałałam odruchowo, gdy tylko usłyszałam jego głos… mój rozsądek się
wyłączył. Liczył się tylko on. Co robić? Spuszczam wzrok, a wtedy przypominam
sobie o ranie.
-
Kto by pomyślał, co? Wiesz… - Kolejny wybuch kaszlu nie pozwala mu dokończyć. –
Ja…
-
Cicho, muszę zając się twoją raną.
Nie
czekając na pozwolenie, rozsuwam mu kurtkę. Ciemny podkoszulek jest
przesiąknięty krwią. Pod żebrami widzę rozcięcie, a przez nie potrafię dostrzec
jak pulsacyjnie wypływają nowe strużki krwi. Dużo krwi. Po pierwsze trzeba
powstrzymać krwotok. Czym? Rozglądam się spanikowana.
-
Skya?
-
Cicho, myślę!
Mam.
Zdejmuje szybko swoją kurtkę. Ręka, w którą zranił mnie Jared, mi nie pomaga,
skostniałe palce rozsuwają suwak z taka siła, że zamek upada na ziemie zepsuty.
Wyciągam z pochwy ostatni nóż i odcina duł bluzki na wysokości żeber. Roluje
materiał w bandaż .
-
To nic nie da. Skya spójrz na mnie.
Nie
słucham go. Przykładam prowizoryczny opatrunek do jego rany. Gdy tylko tkanina
dotyka rany, Alanowi wyrywa się stłumiony jęk. Materiał w mgnieniu oka
przesiąka krwią.
-
Skya? – Nic. – Skya spójrz na mnie. – Nie chcę, to by było jak pogodzenie się z
nieuniknionym. – Proszę Skya – chłopak uderza w błagalny ton.
To
nie może się tak skończyć. Prawda? To jest nie sprawiedliwe. Ale…ale nic już
nie mogę zrobić. Czuje jak krew pulsuje mi pod palcami, nawet opatrunek namókł
tak, że nie daje już żadnej ochrony. To koniec. Zrezygnowana podnoszę wzrok i
spoglądam w te hipnotyzujące, gasnące oczy. Nie wygląda jakby się bał, tylko
jak by się usiłował na czymś skupić.
-
Skya, pamiętasz, co mi wczoraj obiecałaś? – Nowe łzy wylewają mi się na
policzki.
-
No jasne, że pamiętam – głos mi się łamię na ostatnim słowie.
Kiwam
głową próbując odegnać łzy. Alan sięga do opatrunku, który nadal kurczowo
ściskam. Nakrywa swoja dłonią moje i odrywa je razem ze szmatką
-
Nie…
-
Siii – Ściska oburącz moje zdrętwiałe ręce i lekko unosi się na łokciach.
Próbuje protestować. – To nic, zostaw to. – Spuszczam wzrok na nasze złączone
dłonie. – Skya, musisz teraz wygrać, musisz mi obiecać, że zrobisz wszystko, co
w twojej mocy. – Kiwam głowa na znak zgody. - Zajmij się nią, proszę – jego
głos jest coraz słabszy, musi walczyć o każdy oddech.
-
Przysięgam, zrobię wszystko, co będzie trzeba. Będzie zdrowa. – On uśmiecha się
do mnie.
- Powiedz
jej, że ją kocham. – Kaszel wstrząsa całym jego ciałem, a z kącika ust wypływa
mu strumyczek krwi. Opada powrotem na ziemie. Leży nieruchomo z zamkniętymi
oczami.
-
Alan? – Szepcze. – Alan! – Potrząsam spanikowana jego ramieniem.
-
Tak? – Mówi słabo. Nie wiem, co powiedzieć, a wtedy jakby wstąpiły w niego nowe
siły, zaczyna wyrzucać z siebie słowa jednym tchem. – Kiedy pierwszy raz cię
zobaczyłem, wtedy kiedy zeskoczyłaś z rydwanu, pomyślałem że jesteś stuknięta. Stuknięta
i całkiem ładna. Potem na dachu utwierdziłem się w tym przekonaniu. Każdego
dnia treningu utwierdzałem się w tym przekonaniu. – Uchyla powieki i spogląda
na mnie z iskierkami wesołości, które nijak się maja do sytuacji. – Kiedy
dołączyłaś do zawodowców poczułem zazdrość. Zazdrość nie złość. Zazdrościłem
temu idiocie Nickowi, że jemu udało się do ciebie zbliżyć, a ja dostałem kosz.
Dwukrotnie.
-
Alan, musisz odpoczywać…
- Nie, wcale nie – przerywa mi i kontynuuje jak
gdyby nigdy nic. – Potem ten wywiad. Swoja drogą twoja historia bije moją na
głowę. – Próbuje się zaśmiać. – Jak goniłaś mnie podczas rzezi, myślałem że
dałem się wykiwać jak gówniarz. A ty, wpadłaś w te krzaki, stanęłaś,
uśmiechnęłaś się anielsko, podziękowałaś i zwiałaś. – Spazmatycznie łapie
oddech. – Nawet nie wież, jaki mentlik miałem wtedy w głowie. Nie wiedziałem,
co o tobie myśleć. Nie odeszliśmy z Verą daleko. Nie miałem głowy do szukania
kryjówek. To, dlatego tak łatwo nas znaleźli. Jak tylko na nas wpadli, Rex
zaczął wrzeszczeć żebyś wyłaziła. Nie miałem pojęcia, o co mu chodziło. To
wtedy zginęła Veronic. Ja uciekłem i zacząłem cię szukać. No, bo skoro nie
dołączyłaś do zawodowców to… znaczy, że jesteś no… no nie wiem…. wpożąntku. I
wtedy ja… ja zrozumiałem, że…
-
Nie mów tego. – Spuszczam wzrok.
-
Dlaczego?
-
Po prostu, proszę – szepcze błagalnie
-
Skya.
Podnoszę
wzrok. Ma zamknięte oczy. Umiera, tym razem to czuje. Muszę coś zrobić. Czuje
na sobie wzrok, tysięcy tych pijawek, które uważają te chwile za najlepszą
rozrywkę z możliwych. Chcę żeby to, co mam mu powiedzieć zostało tylko między
nami. Nachylam się i szepcze mu do ucha.
-
Ja ciebie też kocham.
Bum.
Chłopak umiera z błogim uśmiechem na ustach.
***
Nie wiem ile czasu klęczałam nad
jego ciałem. Pół godziny? Godzinę? Dwie? Cały dzień? Pojękiwania Tatiany coraz bardziej
mnie irytują. W końcu nie wytrzymuje. Podrywam się na nogi, zgarniając
jednocześnie leżący obok mnie nóż, chowam szmatkę do kieszeni i kieruje się
prosto do dogorywającej dziewczyny. Tym razem jestem wspaniałomyślna. Jedno
celne pchniecie załatwia sprawę.
Bum.
Która to już ofiara? Trzecia? Nie
czwarta. Teraz nie to już nie obchodzi.
Zbieram swoje rzeczy. Podchodzę do
Rogu. Nie mogę tego wszystkiego tak zostawić. Przechadzam się w koło stosu
różności. Końcu dostrzegam rozwiązanie. Na szczycie widzę mały, zielony kanister z benzyną. Podnoszę
znalezisko i potrząsam lekko. Jest pełen. Bez ceregieli podlewam całą starte.
Zdejmuje plecak, szukam, szukam aż znajduje zapałki. Zamokły, wiec dopiero za
którymś razem z kolei udaje mi się zapalić jedną z nich. Płomyczek ląduje na
stosie. Przez chwile przyglądam się
płomieniom, lecz gdy żer staje się nie do wytrzymania, odwracam się i wychodzę.
W tej chwili poduszkowiec zabiera
ciało Alan. Ciała Tatiany już niema. Patrzę jak jego jasne włosy znikają w
klapie maszyny. Nie mam tu już, czego szukać. Odrętwiała odwracam się i
odchodzę nawet nie zastanawiając się, dokąd. Wiem tylko jedno, teraz już nie walczę tylko
dla siebie.
_____________________________________________________________________________________________
Tam tarara ram. No i się stało (sorki lisico ale, no musiałam to zrobić). Wiecie jak pisałam ten rozdział to szedł mi aż miło, byłam z niego nawet dumna,ale teraz jak go czytam to tak jakoś wydaje mi się, taki... przesłodzony. No ale to może tylko mi.
Czegoś takiego właśnie dziś potrzebowałam! Poprawiłaś mi bardzo humor-dziękuję! Wiedziałam, że umiesz opisywać walkę, ale że umiesz być tak sadystyczna wobec jakiejś postaci, zaimponowałaś mi ;) Świetny rozdział...tylko, że Alan...i w ogóle...łezkę uroniłam, przyznaję się otwarcie, no może z wyznaniem miłości to fakt przesłodziłaś, ale sama ta scena boska ;) Jak ja uwielbiam jak coś się pali, a jak zapasy przy rogu to już w szczególności ;P
OdpowiedzUsuńJak zawsze weny życzę i miłego dnia ;)
eMka (jeszcze jako anonimek)
No wiedziałam, ale nie chciało mi się już zmieniać.
UsuńTrudno jak poszło tak poszło ale za to następny rozdział (nie chwaląc się oczywiście) jest zaj* sorki poniosło mnie, to przez to że właśnie oglądam naszych siatkarzy... a no właśnie kończę bo chce obejrzeć mecz do końca;-)
Na razie 14-11 dla nas!!!
Ja kiedyś naprawdę nie wytrzymam. Mały Lisek z wami nie wytrzyma i zeświruje.
OdpowiedzUsuńMam ochotę się pobawić.
Tasakami.
Z tobą.
Ustawimy cię i będziesz moją eksperymentalną tarczą. Okay?
Nie, serio. Alan... kuśde. Miał żyć, do cholery jasnej! O borze zielony, ja się za niego modlę, okay? On miał żyć! Żyć!
Nie żeby, ani nic, ale oni WSZYSCY mieli ŻYĆ! Słyszysz? O, dzięki, mam szalony pomysł xD Oł, jea, fenk ju macz wery wery.
Pozdrawiam, dumna z naszej reprezentacji, Lisek ;)
No dowalili aż miło 3-0 na otwarcie:-)
OdpowiedzUsuńNie płacz,jeden taki bladynek, młodzieńcza miłość. Przyszła i poszła. Rozumiem że był fajny i się przywiązałaś ale akcja musi iść do przodu to przecież nie może być jakieś tam głębokie uczucie. Żarcik;-) Alana i reszte zabić musiałam sama wiesz ale wynagrodzenia to.
Wszem i wobec ogłaszam że na 100%procent napisze część drugą!!! Mam już pomysł i zarys kilku rozdziałów:-)
Ta część skończę tak w połowie września i prawdopodobnie obrazu rozliczne część II.
No to tyle(żywa tarcza? Tasaki? Zaczynam się ciebie bać;-)
Ps napisz wreszcie nowy rozdział:-)
No ! Więc od dziś zaczynam czytać wt bloga skarbię :* Na razie zapowiada się zajebiście więc lepiej żeby tag było wtedy zostanę i będę cię wielbił *-* (Taki dziwny zwyczaj mam uprzedzania XD)
OdpowiedzUsuńTag więc czytam, czuwam, czekam
Bajo :D
Mam nadzieję że sprostał tw oczekiwaniom. A tak wogóle to dzięki że zajrzałes:-)
Usuń