poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 8

O wyznaczonej godzinie zjeżdżamy wraz z Maxem na piętro Jedynki. Nie wiem, czego mam się spodziewać po „odprawie” jak to określił Rex. Wolałabym zostać z ojcem, w końcu tak niewiele czasu nam zostało.
- Wiesz, co to jest ta cała odprawa? – Pytam pod denerwowana.
- Nie - odpowiada równie spięty.
Drzwi się otwierają i widzimy bliźniaczy hol, a dalej identyczny salon, co na naszym piętrze. Są tam już wszyscy. Stoją w małych grupkach i rozmawiają. Gdy tylko wchodzimy śpieszą żeby się z nami przywitać.
- No nareszcie jesteście – woła wesoło Nicolas.
Podbiega i mocno ściska unosząc mnie nad ziemię. Całkiem mnie tym zaskoczył. Moje ciało wyprzedziło umysł i zanim dokładnie przemyślałam swoją decyzje kopnęłam go kolanem w brzuch. Nick rozluźnił uścisk, a ja odepchnęłam się od niego i przylegam plecami do ściany. Zanim uświadomiłam sobie, że uderzyłam zawodowca i to na ich terytorium w całym pomieszczeniu wybuch śmiech.
- Wygrałam! – Wykrzyknęła wysoka brązowo włosa kobieta z czerwonymi pasemkami.
- Nieprawda, to się nie liczy. Zaskoczył ją! – Wykłóca się z nią jakiś wysoki mężczyzna.
- I co z tego, zakład to zakład trzeba było przygotować chłopaka – bierze w obronę swoją towarzyszkę kobieta o karmelowej cerze.
Nie rozumiem, o co im chodzi za to Nick trzymając się za brzuch powoli wstaje z kolan. Uśmiecha się do mnie, ale widać, że nadal go boli.
- Co to ma być?! – Pyta wzburzony Max.
Nikt nie jest wstanie odpowiedzieć mojemu Mentorowi, bo wybuchają nową salwą śmiechu, nawet obojętna do tej pory Tatiana. W końcu po dłuższej chwili kobieta z czerwonymi pasemkami opanowuje się na tyle, aby móc odpowiedzieć.
- To taki mały żart. Nie bierzcie tego do siebie – uśmiecha się przyjaźnie i wyciąga rękę do Maxa. – Jestem Angel Mentorka Jedynki, jakoś nie mieliśmy okazji się poznać – niepewnie uściskają sobie dłonie, następnie kobieta odwraca się do mnie.
- Cześć Skya miło mi cię poznać. Ostatnio dużo się u nas o tobie mówi – wymieniamy uściski dłoni.
- O co chodziło z tym zakładem? – Pytam lekko skołowana. Zanim Angel zdążyła odpowiedzieć podszedł do nas wysoki mężczyzna, który wcześniej się z nią sprzeczał.
- To był taki mały teścik – mówi z miną niewiniątka. – Jestem Warren.
- Skya – przedstawiam się. – Teścik?
- Tak, Warren był pewien, że reagujesz agresją tylko na twojego w spół Trybuta – Mówi kobieta o karmelowej cerze podchodząc do nas z dobrze zbudowanym rudym mężczyznom.
- Jak widać Saro, Angel miała racje. A swoją drogą to był naprawdę dobry cios – mówi mężczyzna o rudych włosach.  – Kto cię szkolił?
- Sama się szkoliłam – odpowiadam ostro. Co ja jestem jakimś królikiem doświadczalnym?
- Sorki nie przedstawiłem się, jestem Andy, znasz już Angel z Jedynki i Warrena z Dwójki, tam dalej stoją Andy i Doris Mentorzy Czwórki - Wskazuje na parę stojącą za kanapą, oboje są dobrze zbudowani i skórę opaloną na ciepły brązowy kolor. – A, to Sara. – Szturcha w rękę ciemnoskórą kobietę. Wszyscy na oko, mają od dwudziestu do trzydziestu lat, nie więcej.
Zapadła niezręczna cisza ja nie zamierzałam jej przerwać, nadal jestem zła, że potraktowano mnie jak szczura, którego razi się prądem żeby zobaczyć jak zareaguje. Nicolas w końcu doszedł do siebie .
- No cóż, jak już może zdążyłaś się połapać, ja też stawiałem na Warrena – mówi z uśmiechem. – Nie stójcie tak w holu, siadajcie – prowadzi nas do ogromnej kanapy.
Niepewnie ruszam za nim, Max idzie za mną, chyba też czuje się nieswojo w tym towarzystwie. Po drodze witają się zemną Brian i Patricia, jak zwykle rozgadani. Siadam koło Rexa, a Nick po mojej drugiej stronie. Gdy zajęłam swoje miejsce, Tatiana prychnęła i wstała. Przeszła parę kroków i rozłożyła się jak kot na puchatym białym dywanie. Krótka dżinsowa spódniczka którą miała na sobie podjechała do góry ukazując wszystkim siedzącym na kanapie jej różowe majtki. Widząc to, Nick szturchną Briana i zaczęli coś do siebie szeptać.
- No skoro są już wszyscy, to możemy zaczynać – Warren przerwał toczące się rozmowy, poważniejąc.
Ktoś włączył wielki telewizor, ale zamiast filmu ukazuje się zdjęcie Trybuta z Trójki. Spoglądam z ukosa na swojego Mentora, ale wygląda na równie zagubionego jak ja. Spoglądam powrotem na zdjęcie, chłopak ma pospolitą budowę ciała ani za wysoki ani za niski. Uwagę zwracają przenikliwe niebieskie oczy, które zupełnie nie pasują do ciemnych włosów.
- Todd Gested, lat 16 – mówi Angel. – Nie posiada jakiś szczególnych umiejętności fizycznych, za to jest bardzo inteligentny -  kontynuuje rzeczowym tonem nauczyciela.
- W dodatku jego mentorem jest Beetee – dodaje Sara. Na niemal wszystkich to imię zrobiło wrażenie.
- Beetee? – Dziwie się, to imię obiło mi się o uszy, ale jakoś nie mogę sobie go skojarzyć.
- Nie pamiętasz go? – Teraz to Brian jest zdziwiony.
- A powinnam?
- To jedyny zwycięzca w historii Igrzysk, który zabił aż sześć osób jednocześnie – mówi Rex z podziwem.
- A ten… - Nadal nie wiem, kto to, ale chyba nie chce poznawać dalszej części jego historii. Wiem jedno, jeżeli jest podziany przez tych zwyrodnialców musi być potworem.
- Wracając do sedna, radze wam mieć go na oku. Najlepiej załatwić sprawę od razu przy rogu. To kto się nimi zajmie? – Pyta Warren.
- Ja mogę – zgłasza się Brian.
- Dobra, więc przejdźmy dalej – proponuje i pilotem zmienia zdjęcie. Na ekranie ukazuje się drobna dziewczyna w okularach o rudych włosach.
- Lindy Oneli lat 13 – zaczyna Doris. – Jedna z najsłabszych, dodatku ma poważną wadę wzroku.
- Nie powinna stanowić problemu, więc nie musicie zwracać na nią szczególnej uwagi – kwituje Sara.
- Mamy takiemu chuchru dać tak po prostu zwiać? – Oburza się Karen.
- Spokojnie, po prostu ona nie jest priorytetem, ale oczywiście, jeżeli któremuś z was się napatoczy to proszę bardzo  – gdy tylko kończą różnice zdań zdjęcie się zmienia i teraz, widzę chłopaka z Piątki.
- Stanley Roner lat 15…
Przez kolejną godzinę omawiamy, a właściwie zawodowcy obmawiają wady i zalety każdego zawodnika, ja i Max siedzimy cicho. Jeżeli któryś z Trybutów może stawiać problemy wyznaczane są osoby, które mają je zlikwidować podczas rzezi. Zaproponowano mi dwie osoby, na szczęście nie musiałam ich przyjmować. Pierwszą Sally z Siódemki wzięła na siebie Karen twierdząc, że ta od porządku działa jej na nerwy. Kolejny przydział z nieznanych mi powodów przejął Rex, chodziło Reida z Dziewiątki. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Przyszła kolej na nasz dystrykt, przygotowałam się na moją małą zemstę na Jaredzie, ale zamiast jego podobizny na ekranie zobaczyłam swoje zdjęcie. Byłam nieco skołowana.
- Oj, sorki Skya. Nie wiedziałem, że zgodzisz się na sojusz i nie zdążyłem usunąć cie z prezentacji – Szybko przerzucił slajdy, ale zanim to zrobił, zdążyłam jeszcze zobaczyć adnotacje pod zdjęciem: „ Zlikwidować w pierwszej kolejności”. Boją się mnie? Niespodziewanie ta informacja poprawiła mi humor.
- Jared Golwind lat 18 – mówi Angel. – Silny, dobrze zbudowany, przystojny i popularny. Jakieś spostrzeżenia co do broni?
- Miecz – Odpowiadam bez namysłu. Kontem oka odnotowuje karcące spojrzenie Maxa. Ja też nie jestem dumna ze swojego zachowania, ale temu padalcowi się należy. – Jest też silny, ale rusza się jak mucha w smole - kontynuuje swoją wyliczankę. – A i wolno myśli – kończę, a Nick i Rex parskają śmiechem.
- No skoro nie zakapował, że kopniak w krocze jest wyraźnym „ nie”, ze strony dziewczyny, to na serio wolno myśli – mówi Nick.
- Dobra spokój, spokój – uspokaja ich Waren, ale widać, że też jest rozbawiony. – Ze względu na to że Max jest jedynym Mentorem Dziesiątki, resztę taktyki omówimy później. – Nacisk przycisk i na ekranie pojawia się zdjęcie Alana z identycznym dopiskiem, co pod moim.
- Alan Norkens lat 18 – informuje Doris. – Szybki, silny przystojny. W Kapitolu zrobiło się szumno podobno zaczęto już nawet drukować plakaty z jego podobizną.
- No trzeba przyznać, że jest słodki – stwierdza Tatiana. – Ja się chyba mogę nim zająć. – Już miałam jej coś powiedzieć, ale uprzedził mnie Rex.
- Nie – mówi doniośle. – Skya była pierwsza.
- Właśnie, mam z nim rachunki do wyrównania – przytakuje Rexowi.
- Co z tego, zawodowcy mają pierwszeństwo – wykłóca się zemną.
- Przecież teraz jest jedną z nas – bierze mnie w obronę Nicolas.
- Dosyć! - Przerywa nam Andy. – Tatiana, ty już masz przydzielonych dwóch  Trybutów, więc Alanem zajmie się Skya – mówi stanowczo. Tatiana wiedząc, że nie wygra odpuściła sobie kłótnie.
- Wiecie może, czym się posługuje? – Wraca do tematu Sara.
- Wdziałem jak strzela z łuku, nawet całkiem nieźle – przyznaje niechętnie Nick.
- Nieźle to mało powiedziane, nigdy nie spudłował – poprawia go Patricia. – Z nożami też mu całkiem nieźle idzie.
- Poradzisz sobie z nim Skya? – Pyta niepewnie Nick. – Jak chcesz to mogę ci pomóc.
- Jasne że sobie poradzę! – Mówię zdenerwowana. Kto, jak kto, ale on powinien wierzyć w moje umiejętności.
- Przejdźmy dalej – slajd się zmienia i na ekranie pojawia się Vera.
- Ona też jest moja – mówię zanim ktokolwiek zdąży coś powiedzieć.
- A ta, co ci zrobiła? – Pyta sarkastycznie Tatiana.
- Nie twoja sprawa – warczę, ale próbuje usprawiedliwić swoje mordercze zapędy.  – To jego przyjaciółka, będą razem i będą próbować się nawzajem chronić, będę miała przewagę.
- Sprytne – przyznaje Doris.
Kiedy kończymy przegląd Trybutów, Mentorzy zawodowców uprzejmie wypraszają Maxa, aby omówić dalszą strategie. Nie chce zostawać sama w ich towarzystwie, ale Max bez protestów wychodzi.
Strategia nie jest trudna i nie odbiega zbytnio od tej zaobserwowanej przeze mnie z innych Igrzysk. Mamy zająć się najgroźniejszymi celami zaraz po gongu i opanować zapasy. Potem wyłapać resztę Trybutów. Nikt tego głośno nie mówi, nie wiem czy uważają to za pewnik, czy wolą o tym nie wspominać, ale zapomnieli dodać czegoś w tym stylu „ Na sam koniec macie się nawzajem wymordować.” a no i „ Niech los zawsze wam sprzyja!”
Jak się okazało, Jareda postanowiono przydzielić mi, nie protestowałam. Miałabym opory przy zamordowaniu Alana i Very, ale jego mogę nawet i torturować. Na sam koniec jeszcze mieliśmy powiedzieć, co pokarzemy na Pokazie. Nie było niespodzianek, wszyscy wybrali to, w czym są najlepsi łucznictwo, miecze, walka wręcz, trójząb. Ja powiedziałam, że prawdopodobnie wybiorę walkę wręcz.
Nie chciałam spędzać w ich towarzystwie więcej czasu niż to absolutnie konieczne, dlatego zmyłam się jeszcze przed dziesiątą. W windzie opracowałam taktykę na ucieczkę z pod rogu. Jest bardzo prosta, wezmę broń, trochę jedzenie i wódę, może jakiś plecak, a następnie namierzę Alana i Vere. Kiedy rzucą się do ucieczki pobiegnę za nimi, a gdy tylko zniknę reszcie z oczu zmyje się z stamtąd. Zawodowcy zorientują się dopiero wieczorem, kiedy ja będę już bardzo daleko.
***
Drzwi windy się otwierają, chce iść prosto do pokoju ale zatrzymuje mnie głos Maxa dobiegający z salonu.
- Skya, to ty?
- Tak. Coś się stało? – Pytam zaniepokojona widząc jego minę.
- Może ty mi powiesz.
- Ja? – Nie rozumiem o co może mu chodzić.
- Sądziłem że to tylko fortel, żeby ułatwić sobie start. Nie sądziłem że staniesz się jedną z nich – mówi zrezygnowany.
- Przecież nie jestem jedną z nich – protestuję.
- A to z Jaredem i Trybutami z Jedenastki?
- Jaredowi się należało, a Trybutów z Jedenastki nawet nie tknę – mówię lekko rozczarowana, że we mnie zwątpił.
- Przecież się zgłosiłaś.
- Musiałam, poza tym Rex zaczął mnie o nich wypytywać dziś na treningu – próbuję się usprawiedliwić.
- Na pewno? – Nie wygląda na przekonanego.
- Czemu mi nie wierzysz? – Pytam pustym głosem.
- Nie wiem - odparł cicho. Zabolało. Nie wiem, dlaczego ale polubiłam go, a on mi nie wierzy.
- Szkoda – mówię i odwracam się chcąc odejść, bo czuje, że zbiera mi się na płacz. Ostatkiem sił opanowuje się i dodaje. – Tak nawiasem, przydzielili mi również Jareda, możesz mu przekazać, że ma drogę wolną nikt go nie zaatakuje – kończę i odchodzę.
Zamykam pokój na klucz i rzucam się na łóżko. Wiele mnie kosztowała żeby przejść przez korytarz nie rozklejając się, ale teraz kiedy już mam pewność że nikt mnie nie słyszy, łzy nie chcą płynąć. Leże wpatrując się w granatowe niebo za oknem, zastanawiając się jak to się stało, że rozczarowanie w oczach Maxa, aż tak mną wstrząsnęło. Po kilku minutach rozmyślania, zdałam sobie sprawę ze smutnej prawdy. Max był pierwszą osobą której zaufałam po śmierci mamy i Jane. Ja mu zaufałam, ale on najwidoczniej nie zaufał mi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz