poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 2

Zostaje brutalnie wepchnięta do jednego z wielu pokoi. Mam ochotę warknąć na Strażnika, ale zanim się odwracam, drzwi zamykają się z hukiem. Aby dać ujście swojej frustracji, kopie z całej sił we framugę. Nic się nie dzieje. Rozglądam się po pokoju. Jest spory, pod oknem widzę dużą kanapę w kolorze wytartej czerwieni, a przednią okrągły stolik z ciemnego drewna. Na ścianach, obitych ciemną boazerią, wiszą jakieś obrazy. Podchodzę do okna, które wychodzi na skromny ogród i wyglądam na zewnątrz. Nikogo nie ma. Ciężko opadam na sofę i chowam twarz w dłonie, chcę mi się płakać, znów.
Nikt nie przychodzi. Nikogo się zresztą nie spodziewałam. Rodziny nie mam, przyjaciół też. Nigdy nie szukałam towarzystwa, dziewczyny z Domu Komunalnego unikają mnie jak tylko mogą. Uważają mnie za "dziwną i niebezpieczną dla otoczenia".

O ile dobrze się orientuje, to ten idiota pochodzi z kupieckiej rodziny, ma sporą rodzinę i wielu przyjaciół, więc mam sporo czasy dla siebie.

Musze opracować strategię. Nie mogę liczyć na wsparcie Jareda, nawet go nie chcę. Na sponsorów też nie mam szans, nawet jeżeli jakiś zdobędę, to po tym co zrobiłam, Max nie będzie mi przysyłać prezentów. Zastanawiam się, co potrafię. Niewiele tego jest. Szybko biegam, ale niewiele lepiej od innych.Umiem walczyć, nie za dobrze, ale jednak. Musiałam się nauczyć. W Domu Komunalnym, kto się nie broni nie będzie miał łatwego życia. I do tego te moje częste odwiedziny na lokalnej komendzie.

Jestem też zawzięta, ale nie winem czy to wada czy zaleta. Na wygląd nie mam, co liczyć, nie jestem ani wysoką jasnooką blondynką, ani ognistowłosą pięknością. Jestem średnio wysoka mam proste, długie, ciemno brązowe włosy i bardzo ciemne, prawie czarne oczy. Jestem szczupła to prawda, ale w dystryktach ze świecą szukać puszystych osób. Nigdy nie zastanawiałam się czy jestem ładna, odwracam się i przeglądam się swojemu odbiciu w oknie. Otwierają się drzwi i słyszę:
- Czas się skończył! – Nie ruszam się z miejsca. Słyszę szczęk odbezpieczanego karabinu. Odwracam się powoli i z drwiną spoglądam na pistolet.
– Zabijesz mnie? – Zaczynam się śmiać – A co powiesz przełożonym? – Patrzę w zagubione oczy młodego Strażnika.

Nie znam go, to musi być ktoś nowy. Jeszcze mnie nie zna, nie wie do czego jestem zdolna i raczej już nie pozna. Nadal się śmiejąc wstaje z kanapy i przechodzę obok zagubionego chłopaka. Za drzwiami czeka dwóch jego kolegów. Opanowuje się i zostaje odeskortowana do luksusowego czarnego samochodu. Siadam posadzona przy oknie, obok Max, który oddziela mnie od Jareda. Chłopak udaje, że nie dostrzega mojego przybycia i wygląda przez okno. Ja też postanawiam go ignorować.

Zostajemy zawiezieni na stacje gdzie czeka na nas lśniący pociąg. Wchodzimy na specjalny podest, gdzie przez kilka sekund mamy spoglądamy na zebranych na stacji ludzi. Ja nie patrzę na tłum, niema tam nikogo, kto by mnie żegnał albo życzył mi powrotu do domu. Spoglądam ponad dach dworca, na ciemne burzowe chmury. W pewnej chwili dostrzegam przecinającą niebo jasną błyskawice, a zaraz potem słyszę potężny grzmot. Uświadamiam sobie ze smutkiem, że tylko niebo będzie po mnie płakać.
***
We czworo wchodzimy do pociągu. Max bez słowa oddala się, w nieznany kierunku. Natomiast Rob prowadzi nas długim jasnym korytarzem do, jak to określił wagonu restauracyjnego. Nie wchodzimy do środka, chce nam tylko pokazać gdzie mamy się stawić na kolację. Prowadzi nas kilka set metrów dalej i wskakuje parę równoległych do siebie drzwi.
– Oto wasze pokoje, ten po prawej jest Skye, a ten po lewej twój, Jared.
Bez słowa kieruje się do wskazanego pomieszczenia i zamykam drzwi. Pokój jest piękny, duże okna ukazują szalejącą na dworze nawałnice. Ściany pomalowano na ładny, stonowany, zielony kolor, tu i ówdzie wiszą duże obrazy przedstawiające letnie krajobrazy. Pod przeciwległą ścianą stoi, wielkie zasłane białą pościelą w kwiatki, łóżko. Na prawo od niego widzę dwuskrzydłowe rozsuwane drzwi zrobione z matowego szkła. Domyślam się, że to łazienka.
Przechodzę przez pomieszczenie i rzucam się na łóżko. Chce mi się płakać, łzy skapują na czystą pościel, ale nie martwię się tym, pozwalam im płynąć. Mam dość, jestem wykończona psychicznie i fizycznie. Zdejmuje buty i zagrzebuje się w pościeli. Płacze jak małe dziecko.
Nie wiem, jak i kiedy zasnęłam, ale gdy się obudziłam zegar na szafce stojącej obok łóżka wskazywał za piętnaście szósta. Wstałam i weszłam do łazienki. Patrzę na siebie w lustrze i nie dostrzegam żadnych oznak płaczu. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Niedługo mam się stawić na kolacje, więc przemywam twarz zimną wodą, aby się oprzytomnić. Znajduje prosty grzebień i rozczesuje włosy. Związuje je w wysoki kucyk. Przyglądam się łazience i różnym rzeczom, które się tam znajdują. Czytam instrukcję obsługi skomplikowanych sprzętów elektronicznych, które ktoś przezorny przykleił na każdej z nich. Nie wszystko rozumiem, więc zirytowana wychodzę z łazienki. Podchodzę do łóżka i zakładam moje sandałki.
Idę do wagonu restauracyjnego. Jestem głodna, od rana nic nie jadłam. Otwierają się przede mną rozsuwane drzwi, a moim oczom ukazuje się pomieszczenie dłuższe, niż szersze. Na samym środku stoi wielki stół zastawiony mnóstwem jedzenia, na sam widok potraw zaczyna burczeć mi w brzuchu i cała reszta pomieszczenia przestaje istnieć. Przy stole siedzą już wszyscy oprócz mnie.
– O nareszcie jesteś złotko! Siadaj – mówi przyjaźnie Rob. Na szczęście mam zająć miejsce obok niego. Siadam i nakładam sobie pierwszą potrawę, jaką mam pod ręką. Nic nie mówię, bo nic mądrego nie przychodzi mi do głowy. Staram się też nie patrzeć na Jareda, gdy tylko przypadkiem mój wzrok pada na chłopaka, ręka, w której trzymam nuż zaczyna mnie świerzbić. Przez kilka minut nikt nic nie mówi, w końcu niezręczną cisze przerywa Max.
– A więc jeżeli dobrze zaobserwowałem, mam was szkolić osobno – raczej stwierdza niż pyta.
– Tak! – odpowiada natychmiast Jared, a ja znowu wybucham śmiechem widząc, jego zaciętą minę.
– Co cię tak śmieszy? – Pyta rzeczowym tonem Mentor, powstrzymując jednocześni chłopaka, który zaczął unosić się z krzesła.
– Nic, tylko nie mogę uwierzyć, że taki duży chłopak dał się pobić, jak sam elokwentnie określił małej dziewczynce – odpowiadam z uśmiechem, podnosząc do ust kryształową szklankę z pysznym sokiem (Nawiasem mówiąc jestem bardzo ciekawa z czego go robią). Patrzę jak Jared robi się czerwony ze złości. Jestem z siebie dumna, idiota dostał to, na co sobie zasłużył, całe Panem widziało jak pobiła go dziewczyna.
– Zostawmy to – mówi Max widząc, że mam ochotę jeszcze podrażnić chłopaka. Podnoszę ręce w geście kapitulacji i odchylam się na krześle. – Teraz dokończycie kolacje o potem pójdziemy obejrzeć relacje z dożynek.
Zjadam do końca swoje danie, wstajemy od stołu i zasiadamy przed wielkim płaskim telewizorem. Wszystko przebiega według normalnego schematu w jedynce, dwójce i czwórce jak zwykle zgłaszają się ochotnicy. Z jedynki atletycznie zbudowany chłopak o imieniu Nicolas i wysoko blondynka o imieniu Tatiana, z dwójki Rex i Karen, a z czwórki Brad i Patricia. Trybuci z trójki i piątki nie wyróżniali się niczym szczególnym. Z siódemki zostaje wylosowana trzynastoletnia Sally i szesnastolatek Titus. Tak samo przebiegają dalsze losowania, niema żadnych ochotników.

Przyszła pora na nasz dystrykt. Widzę Roba, wyczytującego moje nazwisko, a potem siebie. Jak mam być ze sobą szczera, to wcale nie wyglądam na wariatkę, tylko tak jak się tego spodziewałam. Potem wyczytuje Jareda, który wchodzi na scenę. Nasza bójka zostaje bogato skomentowana, na ekranie pokazują kolejne losowania. Z jedenastki rozczochrany blondyn i dziewczyna o rudych włosach. Według mnie nie wygląda na swój wiek. Dwunastka jak zwykle, niczym szczególnym się nie wyróżnia. Zwracam uwagę, że w tym roku nie wylosowano żadnego dwunastolatka. Audycja się kończy i Max pozwala się nam rozejść do pokoju. Puszczam Jareda przodem, a sama idę do stołu po dolewkę soku z pomarańczy, który wcześniej tak mi smakował.
– Wyśpij się i przebierz, jutro rano będziemy w Kapitolu – słyszę zza pleców spokojny głos mentora. Odwracam się, wygląda na zmęczonego. Jest mi strasznie głupio, że go uderzyłam. Chce to jakoś naprawić.
– Przepraszam za tamto na scenie, myślałam, że to Strażnik Pokoju.
– Nic się nie stało. Muszę przyznać to był świetny cios. – Jestem zdumiona, widząc uśmiech na jego twarzy.
– Yyy…. Dzięki.
– Dam ci dobrą rade, jeżeli chcesz zatrzymać jakąś rzecz lepiej noś ją przy sobie.
– Dlaczego?
– Wasze pokoje są sprzątane kilka razy dziennie, a rzeczy niepotrzebne wyrzucane.
–Dziękuje i dobranoc – mówię z uśmiechem, bo uświadamiam sobie, że nie zaprzepaściłam dobrych relacji z mentorem.
Idę do swojego pokoju, biorę prysznic i przebieram się w piżamę znalezioną w dziwacznej, elektronicznej szafie. Za namową Maxa zastanawiam się, co chciałabym zatrzymać. Po chwili decyduje, że zatrzymam tylko wstążkę, składam ją starannie i wsuwam pod poduszkę. Kładę się spać i momentalnie zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz