niedziela, 12 października 2014

Rozdział I

           Uchyliłam lekko powieki. Ktoś westchnął. Powoli odwróciłam głowę w kierunku  dźwięku. Ujrzałam znajomy obrazek – Maxa siedzącego na taborecie obok mojego łóżka. Ma ten sam wyraz co wtedy, zmęczony i zatroskany.
Z opóźnieniem dochodzi do mnie to, co się stało. Nie udało mi się.
***
Pustka.  ____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________tak upłynęło mi sześć miesięcy życia.
***
Jak każdego ranka, słyszę pukanie do drzwi. I jak zawszę nie reaguje. Po co? Przecież i tak, Max wejdzie nieproszony. Skrzypią zawiasy i słyszę stukot ciężkich butów w przedpokoju. Po chwili widzę jak mój były mentor wchodzi do przestronnego salonu, z tym samym wyrazem twarzy, co zawszę. Dezaprobata zmieszana z troską.
- Skya? – Nie odpowiadam, zresztą jak zawszę.
Mężczyzna dużymi, ostrożnymi krokami przemierza dzielącą nas drogę, klucząc między szczątka mebli, które roztrzaskałam dzisiejszej nocy.  Dla niego ten widok nie jest zaskoczeniem. Widział gorsze rzeczy.
- Znowu? Musisz trochę zwolnić, bo niedługo nie będziesz miała, na czym siedzieć – mówi spokojnym tonem.
Podchodzi do fotela z oparcia, którego zerwałam tapicerkę. Zrzuca na podłogę szczątki leżącego tam krzesła i siada. Przygląda mi się chwile, a ja zwijam się w kłębek uciekając przed jego wzrokiem. Tak jest codziennie odkąd wróciłam. On przychodzi, siada i patrzy. Na samym początku próbował przemówić mi do rozsądku, ale kiedy zorientował się, że nie zamierzam odpowiadać na jego pytania, tylko patrzy.
Wieczorem natomiast, wpada jego żona. Miła kobieta o dobrotliwej twarzy. Zostawia mi obiat i próbuje zamienić ze mną kilka słów, nigdy niezrażona tym, że jej nie odpowiadam. Czasami przychodzą z nią jej dzieci, dwóch synów. Sześcioletni Fredom i trzy letni Fen.
Zaczęli mnie pilnować odkąd, zaraz po powrocie z Kapitolu próbowałam popełnić samobójstwo. Max znalazł mnie wykrwawiającą się na podłodze w łazience. Ocknęłam się w miejskim szpitalu. Mężczyzna od razu zaczął czynić mi wyrzuty. Wtedy ostatni raz się odezwała. Chociaż odezwałam się to za mało powiedziane. Nawrzeszczałam na niego, a nawet wygrażałam mu. Wystarczyło jedno zdanie żeby odebrać mi wszelki zapał. Max uświadomi mi to, czego podświadomie nie chciałam przyjąć do wiadomości. Powiedział: „ Nie możesz tego zrobić, bo twoje życie już do ciebie nie należy. Kupiłaś je za śmierć dwudziestu trzech osób. Jeżeli teraz stchórzysz, jakie znaczenie będzie miała ich śmierć?” Żadne. Ale ja nie mam już, po co żyć. Jaki to wszystko ma sens? Nie mam nikogo. Max jest tu tylko z litości, lub poczucia obowiązku, bądź wyrzutów sumienia. Jak kto woli. Nie potrzebne skreślić. Nie mam celu, do którego mogłabym podążać. Muszę tylko cierpliwie przeżyć swą nic niewartą egzystencje, bo jestem to winna ludziom, którzy przeze mnie nie żyją. Nic więcej.
- Jutro zaczyna się Turne Zwycięzców – oznajmia mężczyzna po kilku minutach.
Kule się jeszcze bardziej, w nadziei, że zniknę. Niestety nic takiego się nie dzieje. Zaczynam szlochać. Przez ostatnie pół roku ciążo połapać się w moim nastroju, nawet mnie samej. Raz płacze, raz jestem tak otępiała, że nie docierają do mnie żadne bodźce, a innym wpadam w furie, demolując wszystko, co znajdzie się na mojej drodze.
Max widząc, że zaczęłam drżeć podchodzi i kuca przymnie. Nie dotyka. Nauczył się z doświadczenia, że na wszelki kontakt fizyczny z drugą osobą reaguje agresją.
- Wiem, że to trudne, ale musisz przez to przebrnąć – mówi kojącym głosem. – Potem będzie już łatwiej.
Kręcę głową wciśniętą między kolana. Nic nie będzie lepiej. Będzie tak samo, albo nawet gorzej. Muszę jeszcze raz przeżyć to wszystko, co za każdym razem pojawia się w moich koszmarach. A po powrocie pojawią się nowe. Z rodzinami trybutów w roli głównej.
- I tak cię to nie ominie, a poza tym masz jeszcze przecież swoje zobowiązanie, chyba, że i o to już dla ciebie nic nie znaczy.  - Słyszę jak wstaje i wychodzi.
Właśnie, czy ono coś jeszcze dla mnie znaczy? Nie wiem. Nie potrafię zebrać myśli. Chyba znaczy, a przynajmniej powinno. Po raz pierwszy od dawna, kiełkuje we mnie zalążek chęci zrobienia, czegokolwiek poza rozwalaniem mebli.  
Może nie mogę zwrócić istnień, które zabrałam. Ale może mogłabym spełnić ostatnią prośbę, osoby na której mi zależało i uratować inne? Nie kochałam go. Teraz już to wiem. Podobał mi się. Byłam nim zauroczona, lecz to jeszcze nie była miłość. Co najwyżej podstawy do jej zbudowania. Jakie to ma teraz znaczenie? Nie oto chodzi. Zobowiązałam się do czegoś i muszę wypełnić obietnice. Niema znaczenia jak.
Nagle ponownie słyszę skrzypienie zawiasów drzwi. Max czegoś zapomniał? A może to Heidi przyszła wcześniej? Unoszę głowę żeby sprawdzić, kto to. Przeżywam szok. Tego się nie spodziewałam. Instynktownie spinam wszystkie mięśnie i szukam broni lub możliwości ucieczki. To kolejna pamiątka z igrzysk z której nie jestem dumna.
W korytarzu stoi osoba, którą widziałam kilka razy w życiu. Tarisa Safris we własnej osobie. Jej osoba kryje w sobie coś bardzo niepokojącego. Do takiego człowieka nawet przyjaciele nie odwracają się plecami w obawie że wsadzi mu nóż w plecy. Długie jasne włosy ma związane w kucyk. Ubrana w czerwoną sukienkę i czarną kurtkę, stoi z założonymi rękami i przygląda się mi z drwiną. Przez chwile lustruje mnie wzrokiem, a potem rozgląda się po zdemolowanym salonie. Spogląda na szklaną ławę, jedyny mebel który pozostał nienaruszony i unosi jedną brew.
- Jeden pominęłaś – mówi wesoło i śmieje się z własnego żartu.
Rusza wdzięcznym krokiem w moim kierunku i jak gdyby nigdy nic opada na kanapę obok mnie. Zakłada ręce za głowę w zakłada nogi na stolik. Przymyka oczy i leży. Zdezorientowana patrzę na nią jak na wariata. Po paru minutach, przyjmuje że kobieta zasnęła. Więc postanawiam się oddalić. Gdy tylko się ruszam kobieta niespodziewanie się odzywa jednak oczy nadal ma zamknięte.
- Pamiętam cię wiesz?  - Zastygam w bezruchu.  – Założę się że ty też mnie nie zapomniałaś. – Otwiera oczy i spogląda na mnie intensywnie. Nie dostrzegam już w jej oczach ani odrobiny drwiny, czy rozbawienia. – Tak, oczywiście ze pamiętasz. Poznałam to po tym jak zareagowałaś kiedy mnie zobaczyłaś. – Znów w jej błękitnych oczach pojawiają się wesołe ogniki. – Powiedz mi coś. Ja też wyglądałam wtedy, tak beznadziejnie, jak ty teraz?
 Trudno połapać się w tej zmienności nastrojów. Ona jest dziwna. A może to ja po prostu zwariowałam?
- Yhm, yhm? No co, nie odpowiesz mi? – Patrzy na mnie wyczekująco. – Rany, ja to przynajmniej się odzywałam! – Wywraca teatralnie oczami.
Znów poważnieje. Zdejmuje nogi z ławy, siada lekko przygarbiona i zaczyna zeskrobywać czarny lakier z paznokci.  Nie, to chyba rzeczywiście ona ma rozdwojenie jaźni.
- Rozumiem cie. Nawet lepiej niż sądzisz. – Milczy przez kilka sekund, mam wrażenie, że myślami jest gdzie indziej. - Oni wracają prawda? Każdej nocy, za każdym razem, gdy zamykasz oczy, oni przychodzą. Kiedy jesteś sam masz wrażenie, że ich oczy spoglądają na ciebie z za pleców. Unikasz ludzi, bo widzisz, że się tobą brzydzą. Obwiniają cie za to, że nie byłaś na tyle odważna żeby umrzeć. – Spogląda mi w oczy. – W końcu dochodzisz do tego, że niema sensu dalej się męczyć. – Wzrokiem wskazuje na moje nadgarstki. Zawstydzona opuszczam rękawy. – Wiesz, ja nie miałam odwagi nawet żeby spróbować. – Nie bardzo rozumiem, do czego ta kobieta zmierza. – Wiesz, co mi pomogło? No tak, oczywiście, że nie wiesz.  Ja to czasami jestem tempa! – Wali się lekko ręką w czoło, a potem momentalnie poważnieje. – Pomogła mi, chęć zemsty. – Widzę jak płoną jej oczy. – Nie ma sensu siedzieć i się nad sobą użalać. To nic nie zmieni. – Tarisa wstaje i przeciąga się jak kot. Słyszę jak strzelają jej stawy. – Mogę ci w niej pomoc, ale to ty sama musisz tego chcieć. Przemyśl to na spokojnie. Widzimy się jutro.  – Puszcza do mnie oczko i swobodnym krokiem rusza do wyjścia. W progu, chyba sobie o czymś przypomina. – Max jest spoko, ale nie mów mu o naszej rozmowie. Po co go dodatkowo martwić?
Kiedy słyszę szczęk zamykanych drzwi ma spory mentlik w głowie. Zemsta? Na samą myśl o takiej alternatywie czuje dwa sprzeczne uczucia. Niewyobrażalną ekscytacje i przeszywający strach. Jednak ta myśl jest tak kusząca! Wyobraźnia, nie pytając o zgodę, sama podsuwa mi obrazy cierpienia wszystkich tych osób, przez które moje życie legło w gruzach. Jak część mnie wie, że to niewłaściwe, ale nie chce jej słuchać. Pragnę, aby te wizje stały się prawdą.
Zwinnie zrywam się z kanapy. Jestem już innym człowiekiem, niż byłam dziś rano. Teraz mam cel.

8 komentarzy:

  1. Hah, jak zwykle spóźniona ;-; Bardzo fajny rozdzialik :D Tarisa to moja nowa miłłłość xD Ale serio.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawdziła maila?
    Lisek-nie-wiadomo-z-czyjego-konta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany,ale jestem tempa. Zapomniałam z którego e-maila do ciebie napisałam:-(
      Możesz mi powiedzieć na który mi napisałaś? Na google czy na o2?
      Mia

      Usuń
    2. Google... ;)
      Lisek-z-konta-spectrum-która-się-nie-wylogowała-i-z-fb-też

      Usuń
  3. Mia, wiem, że nie skomentowałam na bieżąco, ale żeby nie dodać rozdziału przez dwa tygodnie za kare? :P Żartuję oczywiście, chciałam tylko napisać, że na bieżąco przeczytałam rozdział jak zawsze (był świetny!!), tylko czasu zbrakło na komentarz. A teraz czekam cierpliwie na następny rozdział, rozumiem, że z czasem wolnym niestety różnie bywa :/ więc na spokojnie pisz, będę wypatrywać rozdziału na horyzoncie.
    I niech wena i czas Ci sprzyjają :D
    Twoja wierna fanka :P

    OdpowiedzUsuń